ostatni raz na ten temat....
Komentarze: 9
ciesze sie, ze umiem popatrzec na ten zwiazek z dystansem, z boku, bez zbednych emocji, tak jakby nie dotyczylo to mnie.. dlugo na taka chwile czekalam... duzo czasu musialo uplynac, zebym przestala siebie obwiniac... i to nie chodzi o to, ze chce sie usprawiedliwic... ale..
teraz wiem, dlaczego zrobilam to, co zrobilam...
pamietam ten dzien bardzo dokladnie.. pamietam wieczor... zapytalam M. czy moglisbysmy isc na spacer... była ładna pogoda, jesien w pelni... powiedzial, ze nie chce mu sie... wiec co mi pozostalo?... samotny wieczor przed monitorem... i wtedy odezwal sie Mariusz... po kilkunastu minutach dowiedzialam sie z kim rozmawiam... znalam jego, on znal mnie, ale nigdy nie rozmawialismy... i wtedy wrocily wspomnienia.. tak, to ten Mariusz, dla ktorego pewnej zimy nie opuscilam ani jednej slizgawki... a on nawet o tym nie wiedzial... dowiedzial sie po kilku latach pewnego jesiennego wieczora... zaproponowal spotkanie... zgodzilam sie choc nie bez obawy... sytuacja była jasna od poczatku, przeciez Mariusz znal M. (chodzili razem do SP!!!)... przyjachal po mnie po paru minutach.. poszlismy na spacer, na ktory mialam isc z M... rozmawialismy bardzo dlugo i w sumie tylko o moim zwiazku... dokladnie pamietam co wtedy powiedzialam, co wtedy myslalam: "nie jest tak jak byc powinno, ale ja juz sie przyzwyczailam, ja go kocham, my bedziemy juz razem zawsze, bo inaczej byc nie moze.. i nic ani nikt tego nie zmieni.." .. wtedy on prztulil mnie i zapytal czy sie boje... powiedzialam, ze nie bo "ja i M. zawsze bedziemy razem".. i stalo sie...
dostalam wszystko to czego tamtego wieczoru potrzebowalam... wysłuchal mnie, a potem pozwolil poczuc, ze jestem kims, ze cos znacze.. przez chwile, bo przez chwile, ale znacze...
nastepnego dnia juz wszystko było inaczej... nie dziwie sie M. ze stracil do mnie zaufanie, ze podjal decyzje jaka podjal...pewnie na jego miejscu postapilabym tak samo... z tym tylko wyjatkiem, ze on dostawal ode mnie wszystko czego potrzebowal... nigdy nie mowilam, ze mi sie nie chce, ze nie mam czasu, ze nie dzisiaj... nigdy nie odtracalam go kiedy mnie potrzebowal, nigdy nie zostawialam go samego z problemami... zawsze bylam... nawet wtedy bedac z Mariuszem myslalam tylko o nim............
i to nie jest usprawiedliwienie, bo wiem, ze mimo wszystko zrobic tego nie powinnam... ale dzisiaj juz wiem, dlaczego to zrobilam... nie dlatego, ze chcialam go zranic, ze chcialam zeby rozlecialo sie to, co przez trzy lata budowalismy... ja potrzebowalam odrobiny zrozumienia i ciepla... tyle...
Dodaj komentarz