Komentarze: 10
odezwał sie...
jak gdyby nigdy nic napisał eska z zapytaniem czy mogłabym pojawic sie na gg... pojawilam sie z zamierzeniem, ze sie nie odezwe... wiec poczytalam sobie troche...
och a jakie wielkie zdziwienie było, kiedy to ja, Paulinka, ktora pojawiala sie zawsze 2 sekundy po tym jak otrzymywala eska podobnej tresci, nie pojawila sie..
i pewnie nie odezwalabym sie wogole gdyby nie to, ze jego monolog zaczal siegac szczytu bezczelnosci... a mianowice pan o wdziecznym imieniu, ktore zaczyna sie na litere M, zapytal mnie czy moglabym mu przyniesc jego zeszyt, bo jest mu potrzebny... no i pewnie kilka tygodni temu ubralabym sie najszybciej jak umiem i pobiegla mu ten zeszyt zaniesc... ale nie teraz ze mna takie numery... tym bardziej, ze jakies dwa tygodnie temu zapytalam sie go czy przyniesc mu jego rzeczy, ktore u mnie zostawil, a on ze złoscia odpowiedzial, ze mam je spalic.. nie spalilam, schowalam... a na jego prosbe odpowiedzialam, ze jak chce to niech przyjdzie po zeszyt jutro jak mnie nie bedzie i niech sie cieszy, ze nie zrobilam tak jak mi kazal...
nastepnie nastapila druga czesc monologu, ktora jak zwykle, kiedy cos nie szło po mysli pana M była wypelniona obelgami... juz nawet nie pamietam dokladnie, co pisal, bo postanowailam sobie jakis czas temu, ze wiecej sobie brac do serca nie bede tego, co on mowi... zakonczenie bylo takie, ze zostal zablokowany... nie chcialam tego... usunelam go z listy, zeby nie musiec sie denerwowac jego opisami i myslalam ze to wystrczy, a jednak nie... musial przeciez jeszcze napisac cos niecos o tym jaka to ja okropna jestem, bo nie chce z nim porozmawiac... jak to szybko sobie zycie bez niego ulozylam.. i znowu cos o tym ze sie nie szanuje bylo, i znowu nie wiem czego to sie tyczyc mialo :P...
i pomyslec, ze takie sytuacje zdarzaly sie prawie codziennie przez 3 lata... on mogl mnie zwyzywac, zostawiac na srodku drogi, kiedy powiedzialam cos nie tak, krzyczec jak nie ubralam sie tak jak jemu sie podobalo, na wszystko miec czas tylko nie dla mnie... a ja zawsze myslalam ze to moja wina... dlatego przychodzilam, przepraszalam, plakalam i nie zrazalo mnie nawet to, gdy mnie odpychal od siebie i mowil "spierdalaj", kiedy chcialam sie do niego przytulic...swiata poza nim nie widzialam... wszytsko moglam dla niego zrobic, a on wczoraj tak poprostu sie pyta co on mi takiego zrobil, ze nie chce z nim porozmawiac...
w sumie nic takiego... pozwolil mi zebym go pokochala, a potem................
ehhh... nie ma co do tego wracac... dobrze, ze nareszcie zobaczylam jak chora ta miłosc była...