Najnowsze wpisy, strona 4


mar 03 2005 dzien pelen wrazen...
Komentarze: 9


wyszlismy dzisiaj z Maleństwem na spacerek... taka pogoda, ze az grzechem byłoby nie skorzystac... wybralismy sie do parku... jejku jak tam dzisiaj bylo slicznie :)... słonaczko odbijalo sie w tym bialym sniegu tak, ze znowu zaczełam patrzec na wszystko przez pryzmat pedzla i farb (akwerali oczywiscie :) )... i te drzewa, ktore tak cudownie odcinały sie od bieli... eh no pieknie było... az Malucha wyciagnelam z wozka i niosąc go na rekach opowiadalam o tym co nas otacza... ludzie tylko sie usmiechali... no coz :P
a potem spotkalismy Mariusza... TEGO Mariusza, który jest sprawca (posrednim) całego zamieszania w moim zyciu... tyle razy sie zastanawialam, co bedzie jak kiedys sie spotkamy.. czy bedziemy umieli porozmawiac, czy przejdziemy obok siebie obojetnie... i zostalam zaskoczona jak najbardziej pozytywnie... tamtej pamietnej nocy spedzilismy ze soba tylko pare godzin, a dzisiaj rozmawialismy jak starzy dobrzy znajomi... ogladnał moje Maleństwo z kazdej strony i tak sie nim zachwycał, ze az wprowadził mnie w stan osłupienia... ja myslałam, ze to tylko kobitki tak potrafia... wytarł mu łezki, sprawdzil jaki jest ich powod  (stwierdził, ze to dlatego, ze jedziemy pod wiatr :P), pogadal do niego, usmiechal sie... a ja stałam i nie moglam wyjsc z podziwu :)... a nastepnie podsmumował, ze koniecznie musze sobie takie Cudo sprawic, bo bardzo mi pasuje :P... nio tak :P juz nie chcialam mowic, ze jemu to by pasowało bardziej :P.... a moze chciał zostac dawca nasienia :P... jakos nie pomyslalam zeby sie zapytac :P...
poszlismy dalej i kolejne spotkanie.. tym razem mniej miłe... spotkanie z moja nauczycielka z LO... zmierzyła wzrokiem  najpierw mnie, potem wózek, nastepnie moje włosy  (ktore w przeciwnienstwie do wozka juz nie wzubudzaja sensacji) i odpowiedziala "dzien dobry", które brzmiało jak "tak ci sie spieszylo"... rozbawila mnie tym no bo zamiast zapytac sie wprost czy to moje to oczywiscie trzeba wysnuc wnioski i co z tego, ze sa nieprawdziwe... wazne ze są.. wazne ze bedzie o czym rozmawiac... bedzie nad czym debatowac... i nikt nawet nie pomysli, ze przeciez nie było po mnie nic widac... to nic... brzucha nie bylo, dziecko jest - to najwazniejsze... przeraza mnie glupota tych malomiasteczkowych ludzi... bo nie pierwszy raz spotykam sie z taka sytuacja, ze ktos cos na moj temat mowi myslac, ze nie slysze, ze ktos pokazuje na mnie palcem, ze ktos przygląda sie Maleństwu chcac dokladnie zbadac ile czasu ono juz na tym swiecie egzystuje... i nawet chocby to było moje dziecko to, co komu do tego... no tylko tyle, ze materiałem na plotki jestem wysmienitym...

 

a tak poza tym to zdolna jestem niesłychanie.. jak ktos nie wie jak zniszczyc cos na czym mu najbardziej zalezy to niech sie zglosi do mnie... ja wiem i moge nawet udzielic paru lekcji jak szybko i sprawnie  zniechecic ludzi do siebie... :(

 

i jeszcze jedna wazna sprawa... moja chrzesnica konczy dzisiaj 5 latek :)... cala rodzinka okrzykneła ją juz dawno miniaturką Paulinki... ma taki sam kolor wloskow jak moj, ma takie same oczka, ma ciemna karnacje tak jak ja... i najdziwniejsze w tym wszytskim jest to, ze jej rodzenstwo to blondyni, a rodzice tez jakos specjalnie nie sa ciemnoskorzy ani ciemnowlosi :P... i do tego jest jeszcze tak zdolna jak ja :P umie juz czytac i pisac.. nie chwalac sie ja tez w tym wieku takie umiejetnosci posiadałam czym wprawialam w zachwyt wszystkich :P

my_destiny : :
mar 01 2005 ;(
Komentarze: 13

juz myslalam, ze wszystko ulozone, ze juz bedzie dobrze, ze juz znalazlam tą sile, ktorej tak mi było brak...
i nagle cala moja sila, caly moj spokoj, cala moja nadzieja uciekela gdzies daleko... splot dziwnych wydarzen dzisiejszego dnia znowu doprowadzil mnie do lez... i o niczym innym teraz nie marze jak tylko o tym zeby zakopac sie w moim lozeczku... poplacze sobie i mi moze przejdzie..
juz przeciez powinnam sie do tego przyzwyczaic, ze jak mi zle to jestem sama... :(
ehh..
dobranoc...

 

my_destiny : :
lut 28 2005 nijakość..
Komentarze: 6

nastroj nijaki.. ani zły ani dobry... nijaki...
probuje znalezc przyczyne... mam nawet pewnie podejrzenia...
pierwsze podejrzenie pada na "samotnosc w sieci"... juz wiem dlaczego moja przezorna Kawusia nie pozwolila mi tej ksiazki przeczytac kilka miesiecy temu... a dzisiaj to nawet zakonczenie mniej szokujace, co nie znaczy, ze mniej poruszające... tak tylko, ze ksiazke mozna zamknąc, mozna powiedziec sobie, ze to fikcja literacka i zyc dalej... gorzej jezeli cos, co do tej pory było fikcja, a jesli nie fikcja to czyms tylko i wyłacznie wirtualnym i nagle zamienia sie to w rzeczywistosc... taka to własnie przemiana nastapila w sobote...

wydawalo mi sie, ze jestem juz gotowa, ze moglabym sprobowac.....i mimo, ze to byl cudowny wieczor, ze dawno z nikim mi tak dobrze sie nie rozmawialo, ze dawno tak przyjemnie nie spedzilam czasu, ze nigdy wczeniej nie dostalam od nikogo rozowych (!!!) tulipanow ( :) ) to jednak jest cos, co zakloca mi ta sielanke, ktora ulozylam sobie juz w glowce...a to cos to jest blizej niezdefiniowane uczucie, ktore juz kiedys mialam okazje odczuc... a mianowicie, kiedy zobaczylam namacalne dowody na to, ze komus zalezy na mnie, nie mniej niz mi na tym kims to wysraszylam sie.. dopoki calej tej sytuacji nie mogam dotkanc wydawoalo mi sie, ze bedzie wszystko dobrze... a jednak nie jest dobrze... bo ja nie jestem przyzwyczajona do tego, aby to komus na mnie zalezalo, aby to ktos sie staral... (a ten ktos ma na imie Miłosz i musze nareszcie to imie napisac, bo za duzo dla mnie znaczy zeby mogl pozstac tutaj ktosiem... wybaczysz mi? :) )

eh, eh, eh.. skomplikowane to jest.. i nie wiem jak to wytlumaczyc..ale wiem, ze  najbardziej sie boje, ze ja nigdy nie pozbede sie tego uczucia... zawsze mi sie bedzie wydawac, ze ja za malo z siebie daje, kiedy ta druga strona sie stara... no coz.. wyrzuciłam pana Migdala z serca, a on pozostawil mi w zamian zryta psychike... moze zrobił to specjalnie tak na wypadek jakby kiedys mu sie jeszcze zachcialo.. takie zabezpieczenie przed tym zebym nikogo innego do swojego zycia nie miala ochoty wpuszczac...
a ja mimo wszystko bede probowac.. musze nareszcie zaczac normalnie zyc, nie bojac sie za chwile uslysze, ze to, co zle to moja wina..

a tak chcialam sie dzisiaj cieszyc... :(

my_destiny : :
lut 25 2005 i znowu na trzy dni znikam :)
Komentarze: 11

dzis to nawet nie bede udawac, ze jade do Krakowa po to, aby czegos sie nauczyc :P (juz nawet ustalone jest, na ktory wyklad isc nie musze)... dzis cel podrozy jest zupelnie inny... ale jeszcze nie wiem jak go nazwac... chociaz imie ma bardzo ładne ;)


to wszystko jest tak nieprawdopodobne, ze chyba jeszcze nie czas, abym tu w tym miejscu i o tej porze o tym wspominala......

i co z tego ze mam beznadziejnie ulozony plan, i ze codziennie musze suszyc buty, bo wody jest wszedzie po kolana, i ze mialam prace na wakacje, a juz nie mam???... nio i  o to chodzi, ze teraz to wszystko juz dla mnie nic nie znaczy... nic a nic... bo juz w sobote... :) ehhh :)

:*** (tylko dla Ciebie :) )

my_destiny : :
lut 23 2005 ostatni raz na ten temat....
Komentarze: 9

ciesze sie, ze umiem popatrzec na ten zwiazek z dystansem, z boku, bez zbednych emocji, tak jakby nie dotyczylo to mnie.. dlugo na taka chwile czekalam... duzo czasu musialo uplynac, zebym przestala siebie obwiniac... i to nie chodzi o to, ze chce sie usprawiedliwic... ale..
teraz wiem, dlaczego zrobilam to, co zrobilam...
pamietam ten dzien bardzo dokladnie.. pamietam wieczor... zapytalam M. czy moglisbysmy isc na spacer... była ładna pogoda, jesien w pelni... powiedzial, ze nie chce mu sie... wiec co mi pozostalo?... samotny wieczor przed monitorem... i wtedy odezwal sie Mariusz... po kilkunastu minutach dowiedzialam sie z kim rozmawiam... znalam jego, on znal mnie, ale nigdy nie rozmawialismy... i wtedy wrocily wspomnienia.. tak, to ten Mariusz, dla ktorego pewnej zimy nie opuscilam ani jednej slizgawki... a on nawet o tym nie wiedzial... dowiedzial sie po kilku latach pewnego jesiennego wieczora... zaproponowal spotkanie... zgodzilam sie choc nie bez obawy... sytuacja była jasna od poczatku, przeciez Mariusz znal M. (chodzili razem do SP!!!)... przyjachal po mnie po paru minutach.. poszlismy na spacer, na ktory mialam isc z M... rozmawialismy bardzo dlugo i  w sumie tylko o moim zwiazku... dokladnie pamietam co wtedy powiedzialam, co wtedy myslalam: "nie jest tak jak byc powinno, ale ja juz sie przyzwyczailam, ja go kocham, my bedziemy juz razem zawsze, bo inaczej byc nie moze.. i nic ani nikt tego nie zmieni.." .. wtedy on prztulil mnie i zapytal czy sie boje... powiedzialam, ze nie bo "ja i M. zawsze bedziemy razem".. i stalo sie...
dostalam wszystko to czego tamtego wieczoru potrzebowalam... wysłuchal mnie, a potem pozwolil poczuc, ze jestem kims, ze cos znacze.. przez chwile, bo przez chwile, ale znacze...
nastepnego dnia juz wszystko było inaczej... nie dziwie sie M. ze stracil do mnie zaufanie, ze podjal decyzje jaka podjal...pewnie na jego miejscu postapilabym tak samo... z tym tylko wyjatkiem, ze on dostawal ode mnie wszystko czego potrzebowal... nigdy nie mowilam, ze mi sie nie chce, ze nie mam czasu, ze nie dzisiaj... nigdy nie odtracalam go kiedy mnie potrzebowal, nigdy nie zostawialam go samego z problemami... zawsze bylam... nawet wtedy bedac z Mariuszem myslalam tylko o nim............

i to nie jest usprawiedliwienie, bo wiem, ze mimo wszystko zrobic tego nie powinnam... ale dzisiaj juz wiem, dlaczego to zrobilam... nie dlatego, ze chcialam go zranic, ze chcialam zeby rozlecialo sie to, co przez trzy lata budowalismy... ja potrzebowalam odrobiny zrozumienia i ciepla... tyle...

my_destiny : :