Najnowsze wpisy, strona 3


mar 15 2005 "zycie sklada sie z dziwnych momentów"
Komentarze: 12

jak to jest spotkac swoja niedoszła tesciową pchajac przed soba wózek? nieciekawie... szczegolnie, kiedy rozmowa kręci sie  w taki sposob jakby czas przesunąl sie dziwnym trafem o kilka lat do przodu...
- sliczne:)
- wiem (gdyby było moje powiedziałabym: wiem, bo moje)
- idziecie do drugiej babci? (jakiej drugiej? a kto jest pierwsza?)
- nie, idziemy na spacer...
- dlaczego tak sie stało?
- prosze sie pytac Migdała..
- ale on nie chce rozmawiac na Twoj temat... mowi, ze to jego zycie i jego decyzje...
- no to widocznie tak jest..
- to ty mi powiedz..!
- ale co ja moge powiedziec?
- kto zawinil?
- ja moge tylko powiedziec, ze na siłe niczego zrobic sie nie da..
- ja bym chciała zeby bylo tak jak dawniej, jak wtedy gdy byliscie razem..
- ja tez.. dowidzenia..

to dopiero teraz zauwazyła, ze jednak ja wcale taka zła nie jestem? i wcale nie chce mi sie wierzyc w to przejecie w jej głosie.. nie po tym jak buntowała go przeciwko mnie.. nie po tym jak powiedziala, ze ja przyjde, pocałuje i bedzie wszystko dobrze... takich rzeczy sie nie zapomina... tym bardziej, ze wyraznie dała mi do zrozumienia, ze wiecej mam nie przychodzic i nie przepraszac.. 
"gdybys nie byla taka ładna to dawno bym Cie zostawil"... tego tez sie nie zapomina...

***
a po TEJ znajomości pozostały mi tylko dwa rózowe tulipany zasuszone w książce Gosi, które musze przywiezc do domu i kawałek Krakowa uwieczniony na pocztówce... bylo warto, nawet dla tych kilku chwil... szkoda tylko, ze to znowu przeze mnie:(

***
i moja Gosia jest na mnie zla albo inaczej: smutno jej z mojego powodu :( odezwał sie do mnie dzisiaj Pawełek, wiec od razu do niej napisalam, bo bylam ciekawa czy do niej tez... okazalo sie, ze tylko do mnie... wiec troszke watpliwosci sie rozwiało... na niekorzysc Gosi :(... a mi sto tysiecy razy bardziej zalezy na tym zeby ona byla szczesliwa niz na tym zeby on do mnie pisal... pierwszy raz odkad sie znamy zrobiłam jej przykrość i to tak zupełnie niechcacy i nie wiem teraz jak ja przeprosic, bo sie nie chce do mnie odezwac :(.. a facetów to ja juz swoja droga nie zrozumiem nigdy.. no ja mozna wolec mezatke od slicznej, wolnej dziewczyny?... no jak? (nawet jesli małzenstwo jest fikcyjne :P )

my_destiny : :
mar 14 2005 jak to sie studiuje :P
Komentarze: 9

wszystko zaczelo sie w piatek... wpadam na angielski jak zwykle z jezorem na wierzchu, zła, zmeczona i na dodatek z perspektywa zajęc do poznego wieczora.. i co widze? moja Kawusia siedzi sobie obok kolegi z roku, którym jest zywo zainteresowana od pazdziernika, a ktory nie zwracał do tej pory na nia najmneijszej uwagi i oswiadcza mi, ze wlasnie rozmawiali na moj temat... no coz... nie pozostaje mi nic innego jak tylko czekac do pierwszej przerwy, aby dowiedziec sie co tu jest grane.. wychodzimy z Kawusia na korytarz, a ona cała w skowronkach oznajmia mi, ze to on do niej pierwszy sie odezwał jakby to było cos tak nadzywczajenego jak snieg w srodku lata :)... potem informatyka... kolega ów (dajmy mu na imie Pawełek) zajmuje miejsce tak niby przypadkiem obok nas... informatyka przebiega pod znakiem rozmow na wszystkie tematy związane "oczywiście" z cwiczeniem, które mamy wykonac... wieczor pozny, zajecia sie koncza, ubieramy sie powolutku, wychodzimy i kto zjawia sie obok nas? Pawełek oczyswiście :) mówi, ze wybieraja sie grupa na piffko i czy nie miałybysmy ochoty... ja myslac o sobie i swoim zmeczeniu mowie od razu, ze raczej nie (ach ten egoizm :P ), ale Kawa szybko sie zreflektowała i propozycje przyjmuje z zastrzezeniem, ze Paulinka musi isc cos zjesc i zaraz wracamy...i tak tez sie dzieje... podazamy do sklepu zebym zjadła cos na szybciaka i wracamy w umowione miejsce (Kawusia bardziej unosila sie nad ziemia niz szła)... czeka na nas Pawełek z trzema kolegami i kolezanka i juz z daleka woła ze mamy szczescie, bo juz myslał, co nam powie w sobote jak nie przyjdziemy :P...
i wszystko idzie zgodnie z planem.. Gosia szczesliwa jak mało kiedy, ja tez sie dobrze bawie, humorki dopisuja z racji spozytych procencików i wtedy pada to nieuniknione pytanie: "czy jestes mężatką?", ktorego nadwaca jest Pawełek, a adresatem ja... kopnieta pod stolikiem przez Kawe z rozbrajajacym usmiechem mówie, ze jestem... i wtedy zaczyna sie cała lawina pytań... ja wywijam sie jak tylko moge, zeby na nie nie odpowiadac i mimo, ze chce sprostowac całe nieporozumienie wynikajace z obecnosci na moim serdecznym palcu złotej obraczki, nie moge nic zrobic, bo Kawusia błagalnym spojrzeniem prosi, abym tego nie robiła... zostaje na tym, ze jestem mezatka z rocznym stazem :P... a pytanie "czy fajnie jest sie tak mlodo hajtnąć" i moja odpowiedz "zajebiście" doprowadza do tego, ze jestm atrakcją wieczoru (i to wcale nie było zamierzone)....a potem sie juz tak toczy... choc w sumie wiem, co sie dalej działo z opowiadań Gosi, bo ja pamietam tylko niektóre sceny :P...
wiem, ze wymienilismy sie nr telefonów, wiem, ze bylismy jeszcze z Pawełkeim i Mariuszem w sklepie, wiem, ze odprowadzili nas na przystanek, wiem, ze ledwo stalam na nogach, wiem, ze pisali do nas eski zanim dotarłysmy do domku, wiem, ze bardzo trudno było mi sie wydostac z tramwaju z wszystkimi tobołkami, wiem, ze uspokajałam jakiegos psa komenda "pies, cicho!" (ale to juz wiem z opowiadania Gosi :P)... w kazdym razie wieczor i noc uwazam za bardzo udana :) i co z tego, ze mowilam sobie juz kiedys, ze nigdy wiecej picia? :P
i sobota i niedziela były tez bardzo miłe... choc sobota na delikatnym kacyku :P.. i nasza grupa nas wyklnie juz do końca za to, ze nie integrujemy sie z nią tylko znowu wolimy spedzac czas z kims innym... no coz ja poradze, ze jakos tak na kazdej przerwie drogi moje, Gosi, Pawełka i całej jego paczki spotykały sie zawsze w jednym miejscu :P

i naprawde byłoby bardzo przyjemnie tylko ani ja ani Gosia nie mozemy dojsc do tego kim on jest bardziej zainteresowany.... bo to, ze kims jest to widac na pierwszy rzut oka... z reszta umowilismy sie juz na ten piątek równiez i moze nawet sobote :) :) :)

my_destiny : :
mar 10 2005 kto moze to dac?
Komentarze: 8

Za słaby by można go odczuć
A rośnie w siłe zabija spokój
Boję się on zabiera wszystko mi
Wszystko czym mogłam żyć
Tak dawny a tkwi gdzieś we mnie
Dławi oddech przenika moje wnetrze
Ból jest dzisiaj mym kochankiem
(...)
                                  /K. Kowalska/

coraz bardziej brakuje mi bliskości... i z przerazeniem stwierdzam, ze jego bliskosci... bo przeciez jakbym chciała to znalazłby sie ktos... ale ja nie chce nikogo innego... albo inaczej: bardzo bym chciala, ale nie potrafie... probowalam... nie da sie i koniec...
najbardziej boje sie tego, ze kazdy nastepny bedzie porownywany do niego, a on zawsze bedzie wydawal sie lepszy pod jakims wzgledem, co jednoczesnie bedzie skreslało szanse na jakakolwiek moja nowa znajomosc... a przeciez nie był ideałem, nawet rzeklabym ze do idealu bylo mu bardzo daleko, a mimo wszystko w mojej durnej łepetynie caly czas jawi sie jako ucielesnienie wszystkiego, co najlepsze..
kiedy mi to przejdzie? jak dlugo mam jeszcze czekac?

my_destiny : :
mar 09 2005 i po co mi to wszystko?
Komentarze: 9

budzik dzwoni o 6:20... leze jeszcze 10 min a nastepnie wszystkie porannne czynnosci robie w expresowym tempie... prysznic, kawa, zrobienie snaiadanka do pracy, wrzucenie do torebki wszystkiego co niezbedne, zarzucenie kurtki i bieg na autbus... wpadam do niego po to aby za 10 min wysiasc i znowu biegiem.........
na całe szczescie nauczylam sie juz tak zorganizowac czas, ze potrafie miedzy zupka, zmiana pieluszki i zabawa z Maleństwem przegladnac notatki lub przeczytac cos...  tak, tego zarzucic mi nie mozna, jestem zorganizowana... ale czasami brakuje mi juz cierpliwosci.. czasami musze zostawic go samego, policzyc do 10 zeby sie uspokoic i moge spowrotem wziasc go na rece... nie wiem co sie ze  mna dzieje.. a dzieje sie tak coraz czesciej... fakt faktem, ze Maleństwo pokazuje różki i zaczyna płakac za kazdym razem, kiedy cos nie idzie po jego mysli, ale to nie znaczy, ze powinno wyprowadzac mnie to z rownowagi... i zastanawiam sie czym to jest spowodowane... czy zmeczeniem, czy zbyt mala cierpliwością, czy tez jest jakis inny powod tego?...
coraz czesciej czekam z utesknieniem na godzine 16, kiedy to planowo maja wrocic rodzice Maleństwa (a wracaja czasami nawet o 16:30 i to jest kolejny powod do mojego zdenerwowania)... potem znowu autobus i nareszcie w domku.. z takim jednak malym szczegolikiem, ze przekraczajac próg mojego mieszkania nie mam na nic sily... stos ksiazek przypomina mi o tym, ze trzeba sie czegos pouczyc, sterta prania przypomina mi, ze trzeba zaprzyjaznic sie z zelazkiem, i jeszcze pasowaloby odkurzacz odnalezc i łazienke doprowadzic do porzadku... a ja na nic nie mam sily ani czasu... a kiedy mowie sobie, ze chwilke odpoczne i zaraz za to wszystko sie wezme to mam wyrzuty sumienia, ze marnuje czas... a w piatek znowu do Krakowa i znowu 3 dni wyrwane z zyciorysu...
i w takich chwilach zastanawiam sie, po co mi to wszystko?
nikt mi nie kaze pracowac... wiec po co? po to zbym w przyszlym roku mogla zaczac drugi kierunek i znowu nie wiedziec jak sie czuje czowiek wyspany, wypoczety i majacy czas wolny.... nie wiem czy ja jestem normalna.. chyba nie do konca..

a teraz biegne do Ziomalki na ploteczki :P.. wyrzuty sumienia pojawia sie wieczorem jak wroce, jak ksiazki beda wolac "otworz mnie" a pranie "prasownaie jest bardzo przyjemne, sprobuj :P "

 

a tak w ogole to pije za duzo kawy, stanowczo za duzo... ale mniej ostatnio przeklinam, wiec zle nawyki jakos sie rownowaza :P

my_destiny : :
mar 07 2005 ***
Komentarze: 10

wczoraj były urodziny Migdała.. dlugo zastanawiałam sie czy nie wysłac kartki z zyczeniami, czy nie zadzwonic... stwierdziłam jednak, ze pewnie nie byłby zadowolony, ze moglby po raz setny powiedziec, ze mam sie nim nie interesowac... dlatego postanowilam sie nie odzywac, ale w koncu nie wytrzymałam... napisalam smsa, takiego, aby wiedzial, ze nie zapomnialam (jejku no nie da sie zapmniec... tak jak wiem, ze ja urodzialm sie 2 kwietnia, tak tez do konca zycia bede wiedziec ze on urodzil sie 6 marca).. nie odezwal sie... nie oczekiwalam hymnow dziekczynnych, ale krotkie "dzieki.. fajnie ze pamietalas" nie zaszkodziloby... a on po raz kolejny pokazal ile dla niego znacze (znaczylam?)... "tego chciałam, bys zniknal raz na zawsze... własnie to dostalam" ... od wczoraj to jedno zdanie cisnie mi sie na usta... fizycznie  wycofał sie z mojego zycia, ale to nie znaczy, ze nie jest w nim obecny... tesknie za nim... tesknie jak teskni sie za czlowiekiem, ktorego przez dlugi czas mialo sie na wyciagniecie reki, a ktory nagle bezpowrotnie zniknal... nie brakuje mi go...juz nauczylam sie zyc z mysla, ze nie pojdziemy razem do sklepu, ze nie przyjedzie po mnie do pracy, ze nie powiem mu jaki mialam ciezki dzien, ze nie zasne obok niego wieczorem, ze kolejny dzien bedzie dniem bez niego... ale mimo wszystko tesknie, bo nie wiem co sie z nim dzieje, nie wiem czy skonczyl juz sklejac juz swoj model, na ktory zawsze brakowalo mu czasu, czy zdał wszystkie egzaminy, czy jest szczesliwy... 
jednego mu nigdy nie wybacze... tego, ze tak bardzo wtopil sie w moje zycie, ze zawsze juz bedzie jego czescia...

***
"co ty na to zeby wpasc do Natalki na herbatke i ploteczki?"... szczerze mowiac nie spodziewalam sie, ze Ziomaleczka pierwsza wyjdzie z taka inicjatywa... przeciez to ja jej ostatnio unikalam, to ja nie chcialam z nia rozmawiac, to przeze mnie nasze kontakty sie ostudzily... ale w sumie tak bylo zawsze... to ona zabiegala o znajomosc ze mna, ja nigdy... dobra z niej dziewuszka, juz wiele razy mi pomogla i lubie ja naprawde bardzo, bardzo, a jednak jest w niej cos co bardzo mnie denerwuje.. a mianowicie jej ciekawosc... ona wszystko chce wiedziec o wszystkich... na szczescie juz nauczylam sie przemycac informacje o mnie w sposob bardzo oszczedny :P... podsumowujac: umowilysmy sie na srode i szykuje sie bardzo mily wieczor :)... chyba potrzebuje nareszcie wyjscia z domu, oderwania sie od wszystkiego na chwile i rozmowy o glupotach... 

***
a mowiłam juz, ze Kawusia to najwspanialszy człowiek jakiego spotkalam na swojej drodze?.. kazdy dzien i noc (:P) razem spedzona utwierdza mnie w tym przekonaniu... Gosiu dziekuje Ci za to, ze jestes, ze moge sie do Ciebie przytulic, ze robisz mi sniadanka, ze pozyczasz tuszu do rzes i blyszczyku arbuzowego, ze w takiej samej pozycji siedzisz na wykladach z matematyki (:P), ze lubisz ze mna milczec i ze lubie z Toba spiewac i ze tak wspaniale opiekujesz sie moimi rozowymi tulipankami... eh no brak mi słow :***

my_destiny : :